Podczas obozu przyszedł też czas na trening wytrzymałości szybkościowej…
założenie było takie, żeby biec drogą asfaltową przed siebie mijając kolejne włoskie wioski… po godzinie zawrócić zabierając pozostałych uczestników… a dodatkową trudnością miało być tempo narastające…
„Olga z Markiem od początku zapowiedzieli, że pobiegną 5km z nami i wrócą, żeby później jeszcze raz odwiedzić SanSilvestro, gdzie Marek -jak na morsa przystało- się wykąpie…
Jacki oczywiście na przodzie…
Za nimi Bartek i Michał…
Łukasz zagadał się z Markiem, po Jego nawrotce przyspieszył, żeby dogonić resztę… ja razem z nim…
Mijamy kolejne włoskie miasteczka, wąskie uliczki, w oddali widać pewną skałę, w momencie kiedy pomyśleliśmy żeby do niej dobiec i na nią wejść na chwilę zapomnieliśmy o trudzie biegu… jednak tego dnia nie pisane było nam przerwanie treningu… wejście było zamknięte…
Przez krótkofalówkę ustalam z Jackiem, że „Jacki” zawracają, a przy źródełku które mijali wszyscy się napiją wody…. tak się składa, że ja właśnie jestem niedaleko źródełka, więc badam grunt… jeszcze nic nie zrobiłam, a już miły Włoch z daleka krzyczał, że woda nie jest zdatna do picia, jak zrozumiał, że nie mówię w jego języku, na wszelki wypadek pokazał, że absolutnie nie wolno;) więc źródełko musieliśmy odpuścić… oki wracają… Jacek, Jacek, Łukasz, czekam na pozostałych… przebiega Bartek, chwilę później Michał z którym zostaję już do końca… zapamiętałam, że dzielnie walczył częstując żelkami. W tym momencie nie jest to już dla mnie trening narastający, ale żeby Michał się nie poddał, trzeba go zmotywować – dla trenera zawsze wychodzi inny trening niż dla uczestników obozu, ale każdy jest zadowolony i o to chodzi ;)”
– wspomina Sylwia Bondara